Ten tom różni się od poprzedniego. Jest bardziej brutalny. Pokazujący zakazane i kręte drogi, które nie są odpowiednie dla młodych umysłów. Motywy przejawiające się w książce to: brutalność, seks, wykorzystywanie seksualne, tortury, ataki agresji, choroba psychiczna i wiele innych. Książka jest przepełniona bólem i cierpieniem, z którym bohaterowie tej powieści się zmagają, ale czy zdołają znów się połączyć?
Nie popieram zachowań i przedstawionych motywów w książce. Pamiętajcie, że to fikcja literacka i nie musi się zgadzać z prawdą. Książka to DARK ROMANS - z szczególnym naciskiem na DARK. Książka jest przeznaczony na dorosłych czytelników 🔞
Jeśli podczas czytania poczujesz dyskomfort lub wprowadzi Cię w zły nastrój zachęcam do zaniechania czytania.Pamiętajcie, że wasze zdrowie psychiczne jest najważniejsze.
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
Telefon zaufania dla dorosłych: 116 123
Linia wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego: 800 70 2222
Linia wsparcia dla dzieci w stanie kryzysu psychicznego: 800 12 12 12
W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia: 112
Wszystkie numery są czynne całą dobre 7 dni w tygodniu.
Czułam niezwykłą pustkę. Zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Nie byłam pewna czy to wszystko rozgrywa się w mojej wyobraźni, czy jest rzeczywistością.
Nie mogłam otworzyć oczu, powieki zdawały się zbyt ciężkie. Nie słyszałam nić, byłam sama.
Jakbym utknęła w bezdennej otchłani. To tak cholernie bolało.
Tak bardzo, że rozrywało mi serce. Wyrywało duszę i pozostawiało pustkę. A mimo to cały czas byłam. Cały czas czułam i czekałam, aż ten koszmar się skończy i sprowadzi mnie na ziemię.
Nie pamiętałam już ich twarzy, te wspomnienia zacierały się w mojej pamięci. Teraz przed oczyma miałam tylko jego.
To właśnie jego obraz wyrył się w mojej pamięci. To on był w moich snach. A ja tak bardzo chciałam pamiętać. Pamiętać ich.
A teraz on mi to wszystko zabrał.
To już za długo trwa. Zbyt długo. Nie wiem, ile tu jestem, nie wiem, ile dni tu spędziłam, nie wiem, ile nocy przepłakałam i nie wiem, ile mojej krwi przelano. Straciłam rachubę po trzech latach.
Codziennie się modlę o ratunek, ale on nie nadchodzi, tak Boże? Nie widzisz, że cierpię? Nie widzisz, że jesteś mi potrzebny?
Zaczynam wątpić.
W ciebie. Choć nigdy nie dałeś mi powodu, bym mogła w ciebie uwierzyć.
W siebie. Bo nie wiem, ile jeszcze zniosę.
W życie. Jeżeli tak ma wyglądać moje życie, to go nie chce.
Bo ile można znieść bólu i cierpienia?
Nadal pamiętam, że obiecałam..., że zabiorę jego ból. Będę go nosić na swoich barkach. Bo gdy jestem na dnie tylko wspomnienie tej miłości, może przytrzymać mnie na powierzchni.
Bo on wie, że będę go kochać, nawet jak znajdę się na dnie oceanu.
LUIZA
Ból przeszywał mi głowę, skronie pulsowały od stęchłego zapachu w tym pomieszczeniu. Z trudem zdołałam otworzyć oczy, były ciężkie i lepkie od zebranej w kącikach ropy.
Znalazłam się w ogromnym pokoju, był przestronny. Ściany oblepiała dość kosztowna tapeta, na której znajdowały się róże ze złotymi wstążkami. Nic innego poza łóżkiem i stolikiem przed nim nie znajdowało się w tym pomieszczeniu.
Jednak jedna rzecz była pewna – nie byłam w akademii – i to mnie kurewsko przerażało. Nie wiedziałam, gdzie do cholery jestem.
Do moich myśli doszło wspomnienie poprzedniego wieczoru. Bal, taniec i widok jego twarzy po raz pierwszy od ponad roku. Tego, który uratował mnie wtedy na pomoście. Tego, który uratował mnie przed spadnięciem w przepaść. Wiedziałam, że to był on – tak jak on wiedział, że to jestem ja.
Ostrożnie zsunęłam się z łóżka, obeszłam łóżko dookoła, okna były pozaklejane, ale gdzieniegdzie przebijały się promienie słoneczne przez malutkie szczeliny. Chociaż wiedziałam, że jest dzień. Podeszłam do drzwi znajdujących się naprzeciwko łóżka; jedyną rozsądną opcją wydawała się ucieczka, ale po pociągnięciu za klamkę drzwi ani drgnęły. Ktoś je zamknął z zewnątrz.
Zaje – kurwa – biście.
Nie zamierzałam walczyć z drzwiami, bo nie przyniosłoby to żadnego rezultatu, a jedynie straciłabym energię, której potrzebowałam – ale do czego? Do ucieczki? Do obrony? – w rzeczywistości nie wiedziałam, gdzie jestem i co czeka mnie po drugiej stronie tych drzwi. Nie mniej lepszą opcją wyboru było siedzenie w tym pokoju w ciszy. Skierowałam się z powrotem w stronę łóżka i lgnęłam na jego krawędź. Nie minęła nawet sekunda, a usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach.
C u d o w n i e. Zaczyna się.
Spojrzałam w stronę drzwi z delikatnym niepokojem, chociaż w obliczu całej sytuacji zachowywałam spokój. Drzwi się otworzyły, a w ich progu stanął łysy, krzepki ochroniarz – nie wiedziałam nawet, jak go określić – spojrzał na mnie i przez zaciśnięte zęby wyrzucił tylko kilka słów.
- Chodź ze mną. – Te słowa wywołały we mnie falę lęku. Nie mogłam zadawać wielu pytań, bo nie było na to czasu, a nim się zorientowałam, on – ten wredny facet – już był przy mnie i chwycił mnie pod pachę, zmuszając do pośpiechu. Nie protestowałam, podniosłam się z jego pomocą, ale jego chwyt był tak mocny, że zaczynałam tracić czucie w ramieniu.
Wyszliśmy z pokoju prosto na korytarz. Był wąski, ale długi. Na podłodze mieniły się położone płytki w kolorze białego marmuru wypolerowane tak, że można było z nich jeść. Na ścianach wisiały obszerne ilości kwiatów a pomiędzy nimi kilka obrazów. Wyglądało to dość elegancko, mimo słabego oświetlenia.
Cały czas podążałam za ochroniarzem, nie sprzeciwiałam się, ale też nie chciałam zrobić nic głupiego. Musiałam myśleć rozsądnie.
W końcu doszliśmy do kolejnego pokoju, drzwi do niego były zamknięte, zatrzymaliśmy się przed nimi, a wtedy ochroniarz otulił moją twarz zdewastowanym spojrzeniem.
- Te dziewczyny pomogą ci się przygotować, masz dwie godziny. – Po czym otworzył drzwi, a ja zamarłam.
W tym pokoju znajdowało się co najmniej trzynaście kobiet. Wszystkie szeptały między sobą, spoglądając na mnie. Ochroniarz popchnął mnie, abym się pospieszyła i w końcu weszła do środka.
- Ruby zajmij się nią. – Warknął, a ona tylko skinęła głową. Drzwi za moimi plecami zamknęły się z wielkim hukiem.
Każda para oczu w tym pomieszczeniu była wpatrzona prosto w moją twarz, nie zdążyłam wypowiedzieć ani słowa, bo wszystkie po chwili znalazły się tuż przede mną. Zaczęły mnie przytulać i dotykać z ich ust padały zdania, „jesteś taka piękna", „wystroimy cię", „zostaniesz z nami?".
Przedstawiały się, ale w takim natłoku nie zdołałam zapamiętać żadnego imienia. Oprócz Ruby. Stała z boku i czekała, aż inne dziewczyny przestaną się mną zachwycać.
- Możecie mi powiedzieć co się tu dzieje? – zapytałam, czując, że brakuje mi tchu, a co gorsza, miałam przeczucie, że czeka mnie coś złego.
- Nie wiesz, co tu robisz? – przepchnęła się w moim kierunku Ruby – biedna dziecinko, zaraz ci wszystko wytłumaczę. – Pociągnęła mnie za ramię, sadzając na fotelu tuż przed obszerną toaletką. Światło żarówek raziło mnie w oczy, ścisnęłam powieki, na co ona się zaśmiała. Odwróciłam wzrok ku niej i dostrzegłam w jej oczach błysk.
- Dziewczęta, jak myślicie, co nasza ptaszynka tutaj robi? – skierowała wzrok na pozostałe kobiety i czekała na ich odpowiedzi.
- Przecież wszyscy to wiedzą. – Wzruszyła ramieniem blondynka o bladej cerze i długich prostych nogach.
- Jest dla Vlada. – Burknęła kolejna znacząco, ewidentnie niezadowolona z wypowiedzianych słów.
- Dokładnie, nasza królewna jest dla Vlada, a co to oznacza? – uniosła brew, cały czas patrząc w stronę dziewczyn – że musimy się jak najlepiej postarać, aby wyglądała jak diament. – Odpowiedziała sobie sama.
Dreszcz przechodził moje ciało czy jedna z nich spinała moje włosy, odsłaniając ramiona. Nie chciałam zadawać zbędnych pytań, ale nurtowało mnie kim był do chuja Vlad?
Gdzie ja kurwa jestem. I czemu jebana zezolka odpierdala mi jakieś makarony z włosów.
- Czym Wy właściwie się tutaj zajmujecie? – zapadła cisza, a po krótkiej chwili wszystkie obecne tu kobiety zaczęły się śmiać. Nie, żebym miała coś przeciwko, ale byłam jedyną, kurwa, osobą, która się w tej chwili nie śmieje.
- Ty naprawdę nie wiesz nic księżniczko – zająknęła się Ruby, patrząc na moje odbicie w lustrze stojącym przede mną, chrząknęła, ale zaczęła mówić dalej – dobrze, opowiem ci w dość dużym skrócie. – Spojrzała na wszystkie dziewczyny i jednym, dosłownie jednym spojrzeniem przekazała im, żeby wszystkie się do nas zbliżyły. Każda z nich podeszła i usiadła z każdej strony mnie, a Ruby kontynuowała, robiąc dalej mój makijaż, który swoją drogą wyglądał świetnie, mimo że nie był nawet skończony.
- Jesteśmy prostytutkami – moje oczy momentalnie się rozszerzyły i skierowałam wzrok w jej kierunku, złapała mnie za ramię – spokojnie, tobie to nie grozi – przełknęłam ślinę – ten dom oczywiście nie jest miejscem schadzek, ale jest domem aukcyjnym – wszystkie dziewczyny wpatrywały się we mnie, a ja nie wiedziałam, jak zareagować na te słowa.
- Czy wy... - usłyszałam otwierające się drzwi i zamknęłam usta.
- Witajcie moje panie – z rozszerzonymi rękoma weszła do pokoju kobieta, uśmiechała się aż przesadnie. Wszystkie dziewczyny wstały na jej widok i opuściły głowy w dół.
- Witaj Olivio – pospiesznie wstałam, aby dołączyć do pozostałych osób, ale gdy tylko zrobiłam krok, a Olivia zwróciła się w moim kierunku.
- Och, perełko ty nie musisz się przede mną kłaniać – jebana żmija szła prosto w moim kierunku – one po prostu muszą czuć nad sobą ciężką rękę, żeby chodziły jak w zegarku, prawda dziewczęta? – serce utknęło mi w gardle.
Co się tu do kurwy dzieje?
Od razu odwróciła głowę w moją stronę, w jej oczach dostrzegłam błysk, coś w rodzaju zachwytu, a może i ekscytacji? Ciężko było to rozgryźć pod falą sztucznych rzęs.
- Skarbie jesteś taka piękna, aż żałuję, że nie możemy wystawić cię na aukcję, byłabyś wiele warta – rozszerzyłam szerzej oczy, wciąż nie wiedziałam, o co tu kurwa chodziło.
- A-a-aukcję? – jęknęłam w nadziei, że choć ona odpowie na moje pytanie.
- Oj głuptasku, akurat tym nie musisz się przejmować. – Złapała za moje policzki, jakbym była pięcioletnią dziewczynką, ale nie protestowałam, nie mogłam sobie narobić w tej chwili wrogów ani nazbyt się wychylać.
Złapałam za jej nadgarstek i ściągnęłam dłoń ze swojej twarzy, jej spojrzenie wbiło mnie w fotel, zlustrowała mnie od góry do dołu i szeroko się uśmiechnęła.
- Dziewczyny mam nadzieje, że dobrze się zajmiecie naszą perełką, macie jeszcze godzinę, aby przygotować ją na bóstwo. – Klasnęła w dłonie, po czym z hukiem wyszła z pomieszczenia. Każda z dziewczyn odetchnęła głęboko piersią. Strach i rozpacz wylewał się z oczu każdej z nich.
- Czy jesteście tu z własnej woli? – wypaliłam, po czym ugryzłam się w język, aby nie mówić tego, co mi ślina na język przyniesie. Ruby odwróciła się w moją stronę i obdarowała mnie szczerym uśmiechem.
- A ty jesteś tu z własnej woli? – nie spodziewałam się jednak tego pytania w moim kierunku, jak mniemałam, wiedziały już o mnie jednak sporo.
- Nie. – Spuściłam wzrok w dół, aby nie móc się konfrontować z Ruby.
- To już znasz odpowiedz na swoje pytanie – nie mogłam uwierzyć, że aż tyle kobiet jest uwięzionych w tym domu. Serce rozrywało mi się na kawałki, gdy tylko o tym pomyślałam.
- To jest chore – przez moje zaciśnięte zęby wydał się jęk rozpaczy – nie możecie stąd jakoś uciec? Przecież musi być jakieś inne wyjście. – Drżały mi dłonie, nie sądziłam, że pójdę do piekła, ale to było piekło na ziemi.
- Kochanie, stąd nie ma ucieczki. – Powiedziała Ruby, kontynuując swoją pracę – możemy być tylko wdzięczne, że nie jesteśmy na sprzedaż. – Gula w moim gardle robiła się coraz większa – Bóg jeden wie co się dzieje z tymi dziewczętami po sprzedaży.
Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie wiedziałam, co mam mówić i jak się zachowywać. Czułam, że to wszystko to jakiś pierdolony koszmar a ja za chwilę obudzę się w akademii obok Lucyfera. Serce biło mi w zastraszającym tempie, a skurcze brzucha się nasilały, prosiłam w myślach, żeby nie był to atak, bo nie wiem, jak sobie z nim tutaj poradzę. Zaczynało mnie to przerastać, sama wpakowałam się w te gówno.
- Co to za ludzie? – Ruby spojrzała na mnie z góry – ci, którzy kupują te kobiety. – Dodałam po chwili.
Wszyscy wokół milczeli, kobieta wzrokiem przeczesała całe pomieszczenie i spojrzała na każdą znajdującą się tu dziewczynę. Dopiero po chwili znów spoglądała w moje oczy.
- Psychopaci. – Skwitowała.
- Co?
- To są mężczyźni, którzy potrzebują kobiet tylko do zaspokajania swoich chorych fantazji. – Przełknęłam ślinę, a łza zakręciła mi się w oku – niewiele takich kobiet pozostaje żywych.
Trochę żałowałam, że zadałam to pytanie. Lepiej dla mnie byłoby nie wiedzieć. Wzięłam kilka głębszych oddechów i zaczęłam znów pytać.
- Czy ze mną stanie się to samo? – wszystkie szepty ucichły.
- Tego nie wiem skarbie. – Pogłaskała mój policzek – ale masz być żoną Vlada, to coś więcej niż zabawka. – Spuściłam wzrok i czułam, że nie jestem w stanie powstrzymać łez.
- Czyli może być jeszcze gorzej – szybko przetarłam dłonią spływającą łzę po moim policzku.
- Rób wszystko, co ci każe. – Wyszeptała – nie lubią sprzeciwu. – Pokiwałam tylko głową, dziewczyna podała mi chusteczkę, a ja przetarłam mokre od łez policzki.
Czułam się okropnie. Szykowałam się na rzeź. I to dosłownie. O nic więcej nie zapytałam. Nie mogłam pozwolić sobie na okazanie słabości. Czas naglił, a ja nie byłam ani w połowie gotowa na to, co miało nadejść.
Ruby skończyła swój makijaż, dokładnie przejrzałam się w lustrze. Od razu zrobiło mi się przykro, przypomniałam sobie Naomi, gdy malowała mnie na imprezę. Byłam wtedy taka wolna, miałam przyjaciół. Początkujące życie towarzyskie, a teraz? Zostałam uwięziona w jakiejś klatce i to z własnej woli.
Podeszłam do wieszaków pełnych ubrań. Dziewczyny wybrały dla mnie skromną sukienkę w kwiaty. Od razu ją założyłam, dostałam również czystą bieliznę. Sukienka była opięta na piersi z delikatnymi rękawkami, dekolt wycięty w kwadrat kompletnie nie pasował do mojej figury, ale nie chciałam już się przebierać. Do tego miałam założyć obcasy, prosiłam dziewczyny o nie za wysokie. Nigdy nie lubiłam w nich chodzić i to raczej nie miało się zmienić. Dostałam delikatne czółenka w białym kolorze. Jedna z dziewczyn cały czas poprawiała moje włosy, opadały kaskadami na ramiona i plecy. Wylały na mnie tonę perfum, a po chwili ktoś zapukał do drzwi.
Kolejna z dziewczyn niepewnie otworzyła drzwi. Ochroniarz stał przy progu i wlepiał we mnie swój obleśny wzrok.
- Pani Luiza proszona – co kurwa, czy ja idę na jakiś bankiet, czy może od razu do ołtarza, kurwa mać! Stres od razu zawitał.
Ruby delikatnie pchnęła mnie do przodu, nie miałam już wyjścia, musiałam z nim iść. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam. Nawarzyłam piwo, to teraz muszę je wypić, przecież nie może być źle. Miałam zostać jego żoną, więc nie powinien się nade mną znęcać, chociażby do czasu ślubu.
Wyszłam z pokoju, a za mną drzwi się zatrzasnęły. Spoglądałam na ochroniarza, a ten gestem ręki nakazał mi iść. Tak też zrobiłam. Szedł przede mną. Przechodziliśmy przez ten sam korytarz co wcześniej, z tym że teraz kierowaliśmy się w dół. Moje niepewne kroki roznosiły się echem po całym budynku. Myślałam również, że serce wyskoczy mi z piersi. Sama nie wiem, czy tak się zestresowałam, czy dostawałam jakiegoś innego rodzaju ataku. Musiałam przytrzymać się barierek, żeby utrzymać równowagę. Te cholerne buty niczego mi nie ułatwiały. Gdy tylko postawiłam krok na ostatnim stopniu, zauważyłam, że ochroniarz stoi obok dużych drzwi. Kiwnął głową na znak, abym się pospieszyła. Nie chciałam się narażać, więc szybkim krokiem znalazłam się tuż obok niego. Złapał za klamkę i otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka. Usłyszałam dźwięk stykającej się framugi to znak, że drzwi zostały zamknięte. Przede mną znajdowały się dwa fotele w kolorze butelkowej zieleni, przed nimi duże dębowe biurko i fotel, który był skierowany tyłem do mnie. Siedziała w nim kobieta, zapewne jakaś jebana szefowa tego burdelu na kółkach. Byłyśmy same. A ja stałam jak jebany kołek, nawet nie oddychając, może mnie nie zauważy. I odejdę sobie jak gdyby nigdy nic. Nadzieja matką głupich jak to mówią, ale co mi pozostało? Tylko ją miałam.
Po chwili fotel zaczął się okręcać, a moim oczom ukazały się dłuższe blond włosy, czerwona szminka na ustach, przecież to...
- Mama? – uniosłam brew ze zdziwienia.
- Witaj Luzio. – Powiedziała dumnie – proszę, usiądź dziecko – wskazała na fotel.
Teraz kompletnie zgłupiałam. O co tutaj chodzi i co moja matka tutaj robi?
Zrobiłam kilka kroków do przodu i usiadłam w fotelu.
- Mamo, co się tutaj dzieje? O co tu chodzi? Co Ty tutaj robisz? – moja klatka piersiowa unosiła się coraz to szybciej.
- Luizo. – Oparła się łokciami o blat biurka i splotła palce ze sobą – pozwól, że ci wszystko wyjaśnię – przełknęłam ślinę, choć moje gardło było wysuszone – może zacznę od początku; tak naprawdę nazywasz się Louise Elaina Dimitrejeva. - Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia – jesteś w połowie Francuzką a w połowie Bułgarką. Urodziłaś się w małej miejscowości Le Lavandou na południu Francji. – Machnęła ręką – na pewno by ci się spodobało, jest nad morzem, pełno tam brukowych uliczek i starych budynków, które tak lubisz – jasne, moja matka myślała, że wie, co lubię – ale mniejsza o to.
- Czy Rafael o tym wszystkim wie? – przerwałam jej.
- Oczywiście – wychrypiała – on jest częścią tego biznesu od bardzo dawna – oniemiałam, wszyscy mnie okłamywali przez długie lata.
- A tata? Wiedział o tym?
- Och skarbie, tata wiedział o wszystkim – myślałam, że zaraz zwymiotuję – ale on nie był twoim biologicznym ojcem – myślałam, że gorzej być nie może.
- O czym ty mówisz? – zerwałam się na równe nogi – przecież był z nami od początku, opiekował się nami i nas kochał. Tata nigdy by nam czegoś takiego nie zrobił! – głos zaczął mi się łamać.
- Oczywiście, że tak – kobieta, którą kiedyś nazywałam matką, wstała z miejsca – jego dobroć była nie do opisania moja droga, choć nie zawsze potrafił to okazać, to kochał cię i Rafaela nad życie. – Stanęła naprzeciwko mnie.
- Nic już z tego nie rozumiem. – pociągnęłam nosem – to po co tu jestem? Po co to wszystko?
- Widzisz kochanie, twój biologiczny ojciec Nikolay – spojrzała ku górze i zrobiła znak krzyża – świeć Panie nad jego duszą. – I pocałowała srebrny krzyżyk, który nosiła na szyi.
Co tu się odpierdala.
- Twój prawdziwy ojciec Nikolay Dimitrejev wywodził się ze szlachetnego rodu, tak jak i ja, z tym że jestem Francuzką. – Wzięłam głęboki oddech i przez cały czas patrzyłam na jej twarz – mieliśmy – chwilę się zastanowiła – jak to się teraz mówi – machnęła ręką – małżeństwo aranżowane.
Chyba domyślałam się, do czego zmierza.
- Nie dość, że oba nasze rody były jak na tamte czasy szlacheckie to i prowadziły wielkie interesy. – Spojrzałam na nią po raz kolejny – brudne interesy – złowieszczy uśmieszek zagościł na jej obrzydliwych wargach.
- Ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? – naprawdę chciałam wiedzieć, wcale nie obchodziło mnie to, kim była kiedyś moja rodzina, bo tej rodziny już nie miałam.
- Dziecko, daj mi dokończyć. – Wstała z krzesła i zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu.
Nie odezwałam się już ani słowem.
- Więc pozwól, że dokończę. – Zachrypiała – twój biologiczny ojciec Nikolay zapisał w swoim testamencie ciebie dla serbskiego najpotężniejszego człowieka w branży mafijnej. – Zrobiło mi się gorąco z nerwów – Vlada Valentina Ivanovića – że co?!
- Kim on jest? – moja klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie.
- Możesz go już znać pod nazwiskiem Clark. – Dodała spokojnym tonem.
- Vincent... - wyszeptałam sama do siebie.
- Tak moja droga to Vincent Clark, ale od teraz będzie dla ciebie Vladem Valentinem Ivanovićem.
Robiło mi się słabo, skurcze w podbrzuszu tylko się nasilały. Nie mogłam już tego słuchać. Boże, w co ja się wpakowałam.
Złapałam się za brzuch, kuląc nogi bliżej siebie.
- Co było dalej w tym testamencie?
- Będziesz jego żoną. – Wycedziła, a moje serce przestało już chyba bić. Wiedziałam, że miałam wyjść za mąż za Vincenta, ale nie spodziewałam się tego, że to aż taka pojebana akcja.
- Ja nie rozumiem. – Kiwałam głową jak oszalała, łzy zbierały mi się w kącikach oczu. Chciałam w tej chwili zasnąć i obudzić się w akademii obok Lucyfera – jak możesz na to pozwolić? Jesteś moją matką, powinnaś mnie chronić!
- Oj skarbie daj spokój, dobrze wiesz, że nigdy nie chciałam być matką. – Zaśmiała się – razem z Rafaelem tylko mnie ograniczaliście, a teraz gdy poślubisz Vlada, będę mogła robić spokojnie swoje interesy. – Usiadła na skraju biurka.
- Interesy? Sprzedajesz kobiety i prowadzisz burdel! To nazywasz interesami? – nie sądziłam, że moja matka jest do tego zdolna, ale jak widać, nie liczyła się z drugim człowiekiem zupełnie.
- Kochanie, gdybyś zobaczyła, ile idzie na tym zarobić, to sama byś do mnie dołączyła tak jak twój brat. Myślisz, że za co kupiłam ten nasz dom, na obrzeżasz Nowego Jorku? - otworzyłam szerzej oczy.
- Nigdy bym nie posunęła się do tego stopnia! – krzyknęłam.
- Nie? A kto żył z tych pieniędzy?
- Gdybym wiedziała, skąd pochodzą, nie wydałabym ani centa.
Wtedy poczułam, że straciłam matkę. To nie była już moja matka, gdy mieszkaliśmy wszyscy razem w naszym rodzinnym domu. Nie, to była podła suka, która pragnęła się wzbogacić za wszelką cenę. Nie mieściło mi się to w głowie.
- Też mi coś! Pieniądz to pieniądz, żadna praca nie hańbi – ze śmiechem wstała z blatu biurka i podeszła do okna – gdybyście wiedzieli, ile czasu wam poświeciłam, wy niewdzięczne smarkacze.
- Nam? Praktycznie od trzech lat nie ma cię w domu. – kipiałam już ze złości.
- Gdy Henryk zmarł, nie chciałam chwili dłużej zostać w tym domu – cały czas spoglądała w okno – wszystko o nim mi przypominało, nawet wy! – po tych słowach odwróciła się od okna i spojrzała w moim kierunku. Była smutna. Nigdy jej takiej nie widziałam.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak kochałam Henryka. – Usiadła na fotelu naprzeciwko mnie – i jestem w stanie zrozumieć, co czujesz teraz. – Uniosłam brwi – nigdy nie kochałam Nikolaya, a on nie kochał mnie, po dwóch latach małżeństwa pełnego upokorzeń i tortur poznałam Henryka, to on mnie uwolnił.
Oniemiałam. Nie spodziewałam się po niej takiego wyznania.
- Módl się, żeby bracia Nelson cię uratowali, ale musisz też wiedzieć, że Vlad jest dobrze strzeżony. On cię tak łatwo nie wypuści.
- I co będzie trzymał mnie w klatce?
- Nie zdziwiłabym się. – Odparła – on jest tobą oczarowany. Czeka na ciebie od pięciu lat, a gdy zobaczył cię w Nowym Jorku, od razu przepadł. Będzie cię pilnował.
Nie mogę w to uwierzyć. Po prostu nie mogę. Kurwa mać!
Nie znalazłam lepszego sposobu, aby to ująć. Sytuacja była beznadziejna wręcz patowa. Wydawało się, że nie ma dla mnie innego wyjścia. Miałam jedynie nadzieję, że Vincent – bądź teraz Vlad dotrzyma obietnicy i na zawsze uwolni Alexa.
Tylko tyle dobrego było z tej sytuacji.